Upadek prestiżu polskiej policji
Polska policja po okresie komuny, gdy nazywała się jeszcze milicją, w zasadzie sukcesywnie odbudowywała swój wizerunek. Niestety w ostatnich latach policja kompletnie zniszczyła to co odbudowywała latami. Postrzeganie policji spada na łeb na szyję. Policja staje się znowu represyjna, nastawiona negatywnie do ludzi i agresywna. Stała się narzędziem do ochrony władzy i trzymania społeczeństwa za mordę. Wszyscy to widzimy na co dzień: gazowanie i pałowanie demonstrantów, szykanowanie wezwaniami na komisariaty, zwijanie ludzi z ulicy za transparent, szykanowanie mandatami po 10.000 zł, torturowanie na komisariacie paralizatorem itd. itp.
Łamanie prawa przez policjantów z politycznej Komendy Rejonowej Policji na ulicy Wilczej
Jedną z najgorszych jednostek policyjnych w całej Polsce jest Komenda Rejonowa Policji Warszawa I położona przy ulicy Wilczej 21 w Warszawie. Policjanci z tej komendy znani są z wyżywania się psychicznego i fizycznego na ludziach. Niedawno 4 z nich zostało zatrzymanych za pobicie aresztowanego. Kazali skutemu kajdankami mężczyźnie uklęknąć tyłem i bili go pałką w gołe podeszwy stóp. Wypracowali tą metodę bicia właśnie podczas zatrzymań na Komendzie Policji Wilcza 21. To znana metoda bicia stosowana przez policjantów z Wilczej – tak żeby nie było śladów. W powyższym przypadku jednak przesadzili i u mężczyzny pojawiły się krwiaki, obrzęk stóp i siniaki.
Policjanci z Wilczej podejrzewani są również o to, że ochraniają tzw. dzikie eksmisje. Przykładowo Pan Stefan został wyrzucony z mieszkania w Śródmieściu w Warszawie. Został przy tym pobity przez właściciela. Policjanci z Komendy na Wilczej przyjechali i kazali pobitemu, żeby dał właścicielowi czas na ochłonięcie i po kilku dniach spróbował się z nim dogadać. Pan Stefan został dotkliwe pobity ale policjanci z Wilczej nawet nie udzielili mu pomocy i do szpitala odwiózł go kolega. Właściciel kierował groźby karalne wobec Pana Stefana, pobił go do krwi, wyrzucił z wynajmowanego mieszkania naruszając mir domowy oraz zabrał rzeczy i dokumenty. Ale policjanci z Wilczej nie dostrzegli w tym żadnego przestępstwa i kazali pobitemu dogadać się z właścicielem a więc de facto go przeprosić.
Zatrzymani uczestnicy antypisowskich demonstracji opowiadali o niebywałej agresji i brutalności policjantów z Wilczej. Byli przez nich bici, skuwani kajdankami nawet gdy nie stawiali oporu, poniewierani po ziemi, obrażani i rozbierani do naga. Podczas zatrzymań policja z Wilczej nie ma na mundurach imienników. Działają więc w niepełnym umundurowaniu, a pomimo to odmawiają okazania legitymacji służbowych. Imienników nie mają bo ich działania podczas pacyfikowania demonstracji są działaniami przestępczymi. Swój wizerunek kryją zwykle pod maskami nasuniętym pod same oczy i czapkami.
W państwie Prawa i Sprawiedliwości bardzo łatwo można podpaść władzy i stać się celem represji politycznych. Represjonowani są nie tylko organizatorzy i uczestnicy demonstracji skierowanych przeciwko władzy. Represjonowani są również Ci, którzy władzę publicznie krytykują na przykład w Internecie. Należę właśnie do tej grupy ludzi. Jestem szykanowany przez Komendę Policji na Wilczej, gdyż opisuję afery i złodziejstwo polityków Prawa i Sprawiedliwości oraz Solidarnej (vel Suwerennej) Polski.
Marcin Rekus, Łukasz Wawer i Jakub Szerszeński – specjalna krypto-jednostka policji do szykanowania wolnych dziennikarzy i blogerów
W komendzie policji politycznej przy Wilczej 21 na ostatnim piętrze powstała specjalna krypto-jednostka do zwalczania wolności słowa i szykanowania wolnych dziennikarzy oraz blogerów. Mózgiem tej jednostki jest aspirant Marcin Rekus, a jego żołnierzami od roboty są policjanci: aspirant Łukasz Wawer oraz st. sierż. Jakub Szerszeński. Ludzie ci pozbawieni są według mnie wszelkich zahamowań w działaniu. Są brutalni i bezkarni niczym dawni funkcjonariusze SB. PiS organizując swoją policję polityczną wyszukuje w różnych komisariatach policjantów o odpowiednich cechach osobowościowych. W ten sposób, na wzór komunistycznej służby bezpieczeństwa, tworzone są nowe reżimowe jednostki specjalne policji do zwalczania wolności słowa. Chodzi przede wszystkim o to by dziennikarze nie pisali o aferach i powszechnym złodziejstwie Prawa i Sprawiedliwości.
Grupa Marcina Rekusa, Łukasza Wawra i Jakuba Szerszeńskiego nie działa oczywiście samodzielnie. Nadzorowana jest przez Prokuraturę Rejonową Warszawa Śródmieście. To najbardziej upolityczniona prokuratura w Polsce. Jest skrajnie służalcza wobec polityków – Zbigniewa Ziobro oraz Prawa i Sprawiedliwości. Wedle moich doświadczeń, w prokuraturze tej sprawy polityczne prowadzone są chociażby przez prokurator Iwonę Gromadzką oraz przez młode prokuratorki po stażu prokuratorskim u Gromadzkiej – Katarzynę Niemiec-Rudnicką oraz Annę Dawiskiba (przed rozwodem – Anna Kornacka). Obie zawdzięczają swoje awanse do prokuratury politycznej Zbigniewowi Ziobro. Wszystkie trzy wymienione panie zajmowały się szykanami wobec mnie choć w różnym zakresie i okresie. Ostatnia z pań ma wygląd niewiniątka a wykazała się w sprawie wyjątkową brutalnością i bezwzględnością.
Aspirant policji Marcin Rekus tworzy zarzuty w odwecie za publikacje o syndyku Marcinie Krzemińskim
Jak już wspomniałem jestem w zainteresowaniu PiS-owskiej policji politycznej ze względu na opisywanie przeze mnie afer i ogromu złodziejstwa jakiego się dopuszczają w naszym kraju. Ostatnie represje jakich doświadczyłem ze strony grupy Rekusa, Wawra i Szerszeńskiego związane były z publikacjami dotyczącymi syndyka Prawa i Sprawiedliwości – Marcina Krzemińskiego oraz jego kancelarii WMKN. Syndyk Marcin Krzemiński musi być niezwykle ważny dla Prawa i Sprawiedliwości gdyż jest chroniony wyjątkowo przez prokuraturę polityczną Warszawa Śródmieście oraz komendę policji politycznej z Wilczej. Opisanie działalności syndyka Marcina Krzemińskiego skutkowało dla mnie aresztowaniem i naciąganymi zarzutami karnymi. Poniżej opis sprawy.
Początkowo byłem tylko nękany telefonami i wezwaniami przez Marcina Krzemińskiego i Marcina Rekusa. Nie przejmowałem się tym zbytnio i dalej publikowałem artykuły o działalności syndyka Krzemińskiego i kancelarii WMKN. W końcu opisałem dokładnie nieprawidłowości przy postepowaniach upadłościowych w Warszawie w artykule o aferze upadłościowej Prawa i Sprawiedliwości. Wtedy postanowili rozprawić się ze mną zdecydowanie. Na podkładkę syndyk Marcin Krzemiński złożył na mnie fałszywe zawiadomienie na Komendzie Policji przy Wilczej. Oczywiście zawiadomienie nie dotyczyło stricte treści portalu bo tutaj wszystkie jest zgodne z prawdą i do udowodnienia. Oskarżono mnie z typowo reżimowych paragrafów nie wymagających zbierania dowodów. Znamienne było to, że akta sprawy, które obecnie uzyskałem z sadu, dosłownie w 90% składały się z wydruków artykułów z tego portalu dotyczących afery upadłościowej i konkretnie syndyka Marcina Krzemińskiego. Dokumentowały w zasadzie jakby oskarżenie o treści związane z publikacjami, a nie to co mi oficjalnie zarzucano w postanowieniu. Stawiano mi jakieś pospolite zarzuty a dokumentacja dotyczyła tekstów na portalu. Dawano mi jasno do zrozumienia, że chodzi o to bym zlikwidował artykuły o nieprawidłowościach w warszawskich postępowaniach upadłościowych.
Aspirant policji Łukasz Wawer i sierżant policji Jakub Szerszeński wywalają drzwi z kopa jak Gestapo
Po zawiadomieniu złożonym przez syndyka Marcina Krzemińskiego prokurator Ziobry – Iwona Gromadzka miała już pretekst do działania. Po kilku miesiącach nękania mnie zdecydowała o moim aresztowaniu na 48 godzin i doprowadzeniu do prokuratury celem postawienia absurdalnych zarzutów. Była jednak na tyle sprytna, że bezprawne zarządzenie o zatrzymaniu dała do podpisania swojej uczennicy odbywającej u niej staż asesorski – Katarzynie Niemiec-Rudnickiej. Zarządzenie to początkowo leżało w szufladzie i czekało aż się w końcu złamię i usunę wskazane artykuły z portalu. Ponieważ tego nie zrobiłem, więc po dłuższym okresie czasu sprawą gorliwie zajęła się młoda prokurator Ziobry – Anna Dawiskiba. Wyciągnęła z szuflady i odkurzyła zarządzenie o aresztowaniu mnie podpisane przez Niemiec -Rudnicką i postanowiła zabłysnąć zdecydowanie go realizując. Zatrzymania dokonać miała grupa asp. Marcina Rekusa z Komendy na Wilczej. Rekus wysłał do mnie swoich zastępców czyli Łukasza Wawera oraz Jakuba Szerszeńskiego. Na moment aresztowania specjalnie wybrano wieczorne godziny. Chodziło o to bym trafił do aresztu na 48 godzin a nie bezpośrednio do prokuratury.
Sama akcja zatrzymania była mocno efektowna, tak jakby zatrzymywano nie zwykłego blogera czy dziennikarza ale niebezpiecznego przestępcę. Wieczorem pojawiło się pod moimi drzwiami 4 policjantów. Dowodzącymi byli asp. Łukasz Wawer oraz jego zastępca st. sierż. Jakub Szerszeński. Dla efektu wzięli sobie do pomocy policjantów z Komisariatu Białołęka oraz załogę straży pożarnej z ciężarowym wozem strażackim i sprzętem do wywalania drzwi. Pojawili się więc całą taką ekipą pod moimi drzwiami wieczorem i rozpoczęli od kopania z całej siły w drzwi aż na ścianie przy framudze pojawiły się pęknięcia tynku. Swoje działania konsultowali na bieżąco z asp. Marcinem Rekusem. Kopali na zmianę. Raz kopał asp. Łukasz Wawer, a jak się zmęczył to kopał st. sierż. Jakub Szerszeński. Przypominało mi to zachowanie gestapo albo funkcjonariuszy SS podczas okupacji. Niestety takich czasów dożyliśmy.
Drzwi mam solidne więc nie puściły. Otworzyłem im gdy Wawer z Szerszeńskim opadli z sił i za drzwi miała zabrać się polska straż pożarna. Dzielni strażacy planowali je wyciąć albo wywalić specjalnym sprzętem. Okazuje się, że w państwie PiS straż pożarna też się już zeszmaciła do końca i stała się zwykłą służbą specjalną reżimu. Zamiast gasić pożary i wycinać ludzi z rozbitych samochodów zajmują się rozwalaniem drzwi dziennikarzom. Jak otworzyłem drzwi to mnie aresztowali i skuli kajdankami chociaż nie stawiałem oporu. Wozili mnie potem na sygnale z pełną pompą po całej Warszawie. Na koniec trafiłem do aresztu w Komendzie Stołecznej Policji. Zamknęli mnie tam w celi z człowiekiem, który miał padaczkę alkoholową. Niestety miał również Covid-19, no i mnie nim zaraził. Po wyjściu z aresztu musiałem ten Covid odchorować.
SB-eckie metody ludzi aspiranta Marcina Rekusa
W areszcie trzymali mnie do kiedy mogli, a więc prawie 48 godzin. Potem przewieźli mnie do Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście, gdzie prokurator polityczna Anna Dawiskiba postawiła mi absurdalne pospolite zarzuty. Dla większego efektu pobrali ode mnie również DNA oraz odciski palców tak jakbym popełnił jakieś grube przestępstwo. Puścili mnie po zeznaniach ale dostałem dozór policyjny w postaci konieczności stawiania się co tydzień na komisariacie policji. Celem dozoru była bieżąca kontrola nad tym co aktualnie piszę. Dozór nie trwał jednak długo. Sędzia referent Magdalena Dziekańska uchyliła go licząc na to, że usunę artykuły o mafii upadłościowej z Internetu. Ja tego nie zrobiłem, gdyż nie mam w zwyczaju działać wedle rozkazów reżimu. Sędzia Magdalena Dziekańska to żona byłego rzecznika Prokuratury Okręgowej w Warszawie Michała Dziekańskiego, uznawanego za prokuratora Zbigniewa Ziobry. Umorzył chociażby śledztwo w sprawie wyprowadzenia przez senatora PiS Grzegorza Biereckiego 65 mln zł z Fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych. Sędzia Magdalena Dziekańska orzekała również zgodnie z zapotrzebowaniem Prawa i Sprawiedliwości. Obecnie sprawa przeciwko mnie o artykuły opisujące mafię upadłościową się toczy.
Niestety Prawo i Sprawiedliwość stara się w Polsce odbudować państwo policyjne. Niezależni dziennikarze i blogerzy są już inwigilowani tak jak w komunie wydawcy prasy podziemnej. Używa się do tej inwigilacji nie tylko nowo zakupionego sprzętu czy oprogramowania typu Pegasus ale, podobnie jak za komuny, werbowani są tajni współpracownicy nowej bezpieki. W mojej sprawie sąd udostępnił mi akta, z których wynika, że donosi na mnie sąsiad wynajmujący mieszkanie obok. Trudno powiedzieć czy został zwerbowany jako konfident czy też policja wstawiła mi do wynajmowanego obok mieszkania swojego tajniaka. W każdym razie na framudze drzwi ma zamontowaną mini kamerę, z której korzysta policja z komendy policji na Wilczej i komisariatu policji Białołęka. Nagrywają mnie od około dwóch lat. W aktach policyjnych jest informacja, że asp. Łukasz Wawer i st. sierż. Jakub Szerszeński korzystali z tych nagrań wielokrotnie. Wiedzieli kiedy wychodzę i kto do mnie przychodzi. W aktach policyjnych wyczytałem również, że policyjnym informatorem był również jeden z ochroniarzy bloku pracujący dla firmy Lion Security. W takich firmach zatrudniają byłych policjantów i o konfidenta tam nie trudno.
Prokurator Iwona Gromadzka, prokurator Anna Dawiskiba oraz policjanci z grupy Marcina Rekusa popełnili przestępstwo
W niektórych artykułach na tym portalu opisuję przestępstwa ścigane z urzędu, w których nie toczyło ani nie toczy się jeszcze żadne postępowanie wyjaśniające. O żadnej z tych spraw nie zawiadamiałem nigdy ani policji, ani prokuratury. Prokurator Iwona Gromadzka, prokurator Anna Dawiskiba nadzorujące represje przeciwko mnie oraz policjanci prowadzący czynności zapoznali się z artykułami opisującymi konkretne przestępstwa i jako funkcjonariusze organów ścigania nie podjęli żadnych czynności wyjaśniających w tej kwestii. Nie tylko nie podjęli czynności, ale również działają w kierunku zatarcia śladów tych przestępstw, gdyż szykanami i nękaniem próbują doprowadzić do sytuacji usunięcia wskazanych przez nich artykułów.
Prokuratura Rejonowa Warszawa Śródmieście asp. Marcin Rekus, asp. Łukasz Wawer i st. sierż. Jakub Szerszeński represjonując mnie za krytykę władzy zawartą na tym portalu naruszają prawo. Treści publikowane na tym portalu noszą często znamiona skargi i jako takie podlegają ochronie prawnej. Prokuratorzy oraz policjanci, jako urzędnicy organów ścigania, mają obowiązek przeciwdziałania wszelkim przejawom hamowania publikacji treści o znamionach skargi. Tymczasem w rzeczywistości prowadzą działania nękające i szykanujące mnie za te treści.
Groźby i szykany ze strony asp. Marcina Rekusa i st. sierż. Jakuba Szerszeńskiego
Podczas aresztowania starszy sierżant policji Jakub Szerszeński groził mi słowami „tylko niech Pan nas nie opisuje na portalu bo my nie lubimy być opisywani„. Panowie policjanci Marcin Rekus, Łukasz Wawer i Jakub Szerszeński tak się bali, że opiszę ich SB-eckie metody działania, że nie zechcieli mi nawet wydać postanowienia o zatrzymaniu. Chodziło o to bym nie mógł poznać ich nazwisk, potrzebnych do napisania artykułu. Nie mieli ani mundurów, ani imienników. Byli po cywilnemu i nigdy się nie przedstawili. Po zakończeniu czynności wyprowadzili mnie na wewnętrzny dziedziniec Komendy przy Wilczej i tam st. sierż. Jakub Szerszeński wręczył mi jakieś dokumenty i potem dosłownie uciekli do budynku. Spojrzałem na otrzymane kartki i okazało się, że dostałem dokumentacje zupełnie innego człowieka zatrzymanego za jakąś kradzież kosmetyków w sklepie Hebe. Były tam pełne dane tego człowieka oraz nazwiska innych policjantów z jakiegoś patrolu interwencyjnego. W ten sposób policjanci z Wilczej udowodnili po raz kolejny, że mają gdzieś moje prawa, procedury oraz zwykłą ochronę danych osobowych.
Niestety groźby ze strony policjantów z Wilczej przybrały również później bardziej konkretny charakter. Pewnego dnia zadzwoniłem do asp. Marcina Rekusa i poprosiłem o prawdziwą dokumentacje mojego zatrzymania oraz o personalia osób, które mnie zatrzymywały. Oczywiście ani jednego ani drugiego nie otrzymałem. W godzinę po tej rozmowie pojawił się u mnie w mieszkaniu patrol policji. Wywieźli mnie do Szpitala Brudnowskiego na przymusowe badania. Podstawą miało być rzekome zgłoszenie nie wskazanej przez nich osoby, że zamierzam sobie zrobić krzywdę. Natomiast ja po prostu siedziałem w domu, oglądałem telewizję i robiłem sobie zwyczajnie śniadanie. Wszystko zorganizował asp. Marcin Rekus w ramach szykanowania mnie.
Wywieźli mnie do Szpitala Bródnowskiego, gdzie pobrano mi krew i sprawdzono pod kątem wszelkich narkotyków i alkoholu. Wszystkie wyniki wypadły na zero, tzn. narkotyków nie brałem ani razu w życiu i w momencie badania nie byłem po alkoholu. Zostałem również zbadany przez psychiatrę, który oczywiście nie znalazł u mnie żadnych zaburzeń. Potwierdził, iż jestem w pełni zdrowy na umyśle. Aspirantowi policji Marcinowi Rekusowi nie udało się więc znaleźć na mnie haka.
W sprawie wywiezienia mnie na przymusowe badania złożyłem do Prokuratury Rejonowej Praga Północ zawiadomienie o przekroczeniu uprawnień przez policję. Oczywiście upolityczniona prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa. Prokurator Artur Orłowski w swoim uzasadnieniu stwierdził, że w jego, jak to ujął – „subiektywnym przekonaniu” nie doszło do przestępstwa przekroczenia uprawnień i wszczęcia śledztwa odmówił.
Komenda Policji z ulicy Wilczej koordynuje akcje pacyfikowania demonstracji.
W ostatnich latach rządów PiS w Polsce dochodziło do całej masy antyreżimowych demonstracji. Protestowały po kolei różne środowiska. Oczywiście największe demonstracje miały miejsce w centrum Warszawy. Prawo i Sprawiedliwość było na to przygotowane. Prokuratura Rejonowa Warszawa Śródmieście i jej komenda rejonowa policji politycznej Warszawa I z ulicy Wilczej otrzymały zadanie koordynowania policyjnych czynności w zakresie pacyfikowania antypisowskich demonstracji poprzez pałowanie, gazowanie i użycie broni gładkolufowej.
Podczas pacyfikowania demonstracji policja używała pałek, miotaczy skoncentrowanego żelu pieprzowego oraz broni gładkolufowej. Najgorsze były strzały z broni gładkolufowej. Powinny być oddawane do wysokości pasa w dół ale część policjantów się tym nie przejmowała i strzelała gdzie popadnie. Podczas demonstracji w dniu 11 listopada 2020 r. w twarz postrzelony został 74-letni fotoreporter tygodnika Solidarność. Mało nie stracił oka. Kula wystrzelona z policyjnej broni gładkolufowej wbiła mu się w policzek.
Rejestr danych osobowych osób krytykujących reżim Prawa i Sprawiedliwości
Podczas demonstracji funkcjonariusze polityczni z Komendy Rejonowej Policji na Wilczej koordynują zbieranie danych osobowych demonstrantów. Rejestrują kamerami aktywnych uczestników, a potem te osoby zgarniają, pakują do policyjnego samochodu i zabierają do kazamatów komendy na Wilczej lub do komend powiatowych, gdzie nie odnajdzie ich żaden adwokat. Nie będzie wiedział gdzie ich wywieziono.
Po każdej demonstracji organizowane są również łapanki. Łatwiej jest wyłapywać poszczególne osoby, kiedy demonstracja się kończy a tłum zaczyna rozchodzić. Policja ma wówczas za zadanie wyłapać i spisać z dowodu jak najwięcej osób. Jeżeli ktoś był zarejestrowany kamerą podczas działań to jest zabierany na komendę policji na Wilczej.
Dane osób spisanych z dowodu podczas demonstracji oraz dane osób przewiezionych na komisariaty policji trafiają do specjalnej bazy danych przeciwników reżimu. Baza danych prowadzona i zarządzana jest właśnie m.in. przez polityczną Komendę Policji z ulicy Wilczej pod nadzorem Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście. Rekordy uczestników zawierają dane osobowe spisane z dowodu, zdjęcie (jeżeli uczestnik został zarejestrowany kamerą) oraz informacje o demonstracji. W ten sposób policja prowadzi rejestry grup społecznych przeciwstawiających się reżimowi Prawa i Sprawiedliwości. Wiedzą potem kto demonstruje w obronie konkretnych środowisk, kto ma zapatrywania skrajnie prawicowe czy lewicowe. Baza danych oparta jest na pomyśle rodem z Izraela, gdzie w ten sposób prowadzi się rejestry ekstremistów islamskich. W Polsce policja rejestruje tak zwykłych obywateli. Demonstracje uliczne są idealne do zbierania danych do rejestru. Są one potem wykorzystywane przy inwigilowaniu poszczególnych osób. Mogą być chociażby wykorzystywane przy zatrudnianiu ludzi na ważniejsze stanowiska w administracji państwowej. Dają możliwość sprawdzenia czy zatrudniany nie jest krytykiem władzy.
Inwigilowanie i szukanie haków na przeciwników Prawa i Sprawiedliwości
Każde wykroczenie jest dla Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście również okazją do przeprowadzenia rewizji w domu osoby podejrzanej. Przykładem może być sprawa Jednej z aktywistek, która sprayem namalowała na elewacji budynku Ministerstwa Edukacji Narodowej imiona dzieci, które popełniły samobójstwo w wyniku homofobii. Aktywistka została zarejestrowana kamerą monitoringu. Potem jej dane uzyskano za pomocą kwerendy w bazie danych przeciwników reżimu. Systemy policyjne potrafią porównywać osoby na zdjęciach np. po ubraniach, sylwetce, twarzy. Wystarczyło więc porównanie zdjęć z monitoringu z osobami zarejestrowanymi podczas demonstracji LGBT.
Dane aktywistki zostały ustalone. Zatrzymano ją a jej mieszkanie przeszukano. Na Komendzie Policji na ulicy Wilczej kazano jej się przebierać w ubrania zabrane z domu. Rejestrowano filmy i robiono zdjęcia. W ten sposób policja z Wilczej zbiera materiał do porównań dla policyjnego systemu rozpoznawania osób. Jeżeli taka osoba zostanie gdzieś sfilmowana podczas demonstracji to system porówna filmy z demonstracji z filmami i zdjęciami w policyjnej bazie danych przeciwników reżimu. Jeżeli rozpozna daną osobę to będzie można ustalić jej dane osobowe.
Zatrzymanej aktywistce zabrano z domu laptop, komputer stacjonarny i smartfon. Policja z Wilczej analizuje takie urządzenia i wie o człowieku wszystko. Przeszukiwanie mieszkań oraz analiza komputerów i smartfonów ma również na celu poszukiwanie potencjalnych haków na daną osobę oraz poszukiwanie powodów do postawienia jej jakichś dodatkowych zarzutów. W zatrzymanych urządzeniach mogą również zainstalować oprogramowania szpiegujące typu Pegasus. Od tego momentu będą mieli dostęp do zainfekowanej komórki zawsze i wszędzie. Będący w dyspozycji policji program Pegasus pozwala na zdalny dostęp do: zdjęć, nagrań wideo, e-maili, SMS-ów czy kontaktów. Umożliwia nawet: lokalizację, nagrywanie otoczenia audio-wideo, podsłuchiwanie szyfrowanej transmisji oraz odczytywanie zaszyfrowanych wiadomości.
Dajcie im człowieka, a paragraf mu znajdą
Aby móc kogoś efektywnie represjonować w państwie PiS należy dopasować do niego jakiś paragraf. Prokuratura Rejonowa Warszawa Śródmieście oraz podległy jej Komisariat Policji z ulicy Wilczej wykazują się tutaj sporą wyobraźnią. Działają według słynnej zasady Andrzeja Wyszyńskiego, naszego rodaka będącego prokuratorem generalnym ZSRR: „dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie”.
W okresie pandemii Covid 19 organizatorzy różnych demonstracji mieli więc przykładowo stawiane zarzuty za szerzenie pandemii (art. 165 Kodeksu Karnego). Zwykłym uczestnikom demonstracji stawiano często absurdalne zarzuty z art. 226 KK lub 224 par 2 KK (znieważenie i napaść na funkcjonariusza). Takie zarzuty w zasadzie można stawiać każdemu kto uczestniczy w demonstracji. Wystarczy że znajdzie się obok policjanta podczas zamieszek. Wystarczy, że policjant go dotknie a on będzie się wyrywał i już podciągają to pod napaść na funkcjonariusza. Podobnie jest z tzw. znieważeniem funkcjonariusza. W tłumie ludzie ogólnie dużo i niepochlebnie krzyczą, więc w zasadzie dowolnej osobie można przypisać zniewagę funkcjonariusza.
Wspomniana wcześniej aktywistka za użycie sprayu na elewacji budynku Ministerstwa Edukacji Narodowej usłyszała z kolei absurdalny zarzut z art. 108 ust. 1 ustawy z dnia 23 lipca 2003 r. o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami polegający na uszkodzeniu wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami zabytku. Zabytkiem miał być budynek, z którego rządzi edukacją minister Przemysław Czarnek z PiSu. Uznano jej czyn dodatkowo za tzw. występek o charakterze chuligańskim.